Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Zanim jednak wypijemy strzemiennego, pomachamy łbami przy muzyce Mercyful Fate, Killing Joke, Vadera, Igorrr, Sólstafir i wielu innych, znakomitych zespołów. A za rok znowu przybędziemy na sabat…
W sobotę na Sabbath Stage zaprasza Iron Realm Productions, a to oznacza klątwy, zmory i upiory. Hexvessel wciągną nas w leśne ostępy i odprawią rytuały, po których nic już nie będzie takie samo. Lindy-Fay Hella – czyli kobieca strona żywiołu zwanego Wardruną, tutaj w indywidualnym wcieleniu – wyśpiewa nam swoją wizję legend Północy. Szwedzki Grift może razić blackmetalowym jadem i utulić folkową balladą, ale zawsze będą to dźwięki rozpaczy i samotności. A warszawski postmetalowy Rosk po prostu zgasi światło. W ich muzyce nie ma na nie miejsca.
Na Desert Stage przybędą goście z miasta pod Pustynią Błędowską, czyli krakowski Taraban, którzy poruszają się na styku bluesa, hard rocka i psychodelii. W muzyce Red Scalp słychać podobne wpływy, ale trzeba dodać rytuały indiańskich szamanów i kosmiczne wizje. Jeszcze bardziej odjechany jest norweski Arabrot, który swobodnie żongluje dźwiękami od noise rocka przez gotyk, post-punk aż do metalu. Na finał zagrają The Vintage Caravan psychodelicznego hard rocka, który na przełomie lat 60. i 70. zrobiłby z nich gwiazdę światowego formatu.
W sobotę na Shrine Stage będzie jeszcze ciemniej niż w poprzednie dni, najciemniej. Konfrontacji z wytyczającym nowe granice ekstremalnego metalu Imperial Triumphant długo nie zapomnicie. Po blackmetalowej chłoście w wykonaniu Medico Peste i Wiegedood długo nie zmrużycie oka, a w podróż do przeszłości zaproszą was Truchło Strzygi i Baest – ci pierwsi wciągną w black/thrashowe labirynty, ci drudzy przypomną lata potęgi skandynawskiej sceny deathmetalowej.
Planet Hell o 15.15 na Park Stage to będzie pierwszy koncert tego dnia – i od razu lot w kosmos rakietą z deathmetalowym napędem. „When I Die, Will I Get Better?” – pyta w tytule swojej ostatniej płyty brytyjski Svalbard. Odpowiedzi na to pytanie nie znamy, ale doskonale wiemy, że od kontaktu z ich postmetalowymi/posthardcore’owymi numerami na pewno zrobi wam się lepiej. Witchcraft zahipnotyzuje was transowym hard rockiem o doomowych korzeniach, Sólstafir oczarują swoją magią z Północy, a na finał jeźdźcy apokalipsy – Killing Joke.
The Materia tego dnia rozpalą Main Stage. Dźwigają ciężary, ale ich muzyka jest zarazem doskonała technicznie, poszukująca, nowoczesna. Igorrr z kolei to absolutne szaleństwo, muzyczny eksperyment zderzający ze sobą najbardziej odległe bieguny. Vadera w Polsce przedstawiać nie trzeba, podobnie jak kultowej płyty „De Profundis”, na której opierał będzie się ten show – to przecież jeden z najlepszych albumów deathmetalowych wszech czasów. Nie złamaliście przysięgi? Zatem nocą nawiedzą was Mercyful Fate z zaklęciami, bez których nie powstałby black czy death metal. Jesteśmy dumni, że możemy gościć taką legendę na Mystic Festival.
Ale jeszcze się nie rozchodzimy, jeszcze nie żegnamy! Na Desert Stage dobijać was będzie do skutku kolektyw Neon Haze, czyli połączone siły Octopussy, Favorit89 i Nightrun87. Bawcie się aż za dobrze, bo to będą ostatnie chwile tej edycji Mystic Festival. Na następną, na szczęście, poczekacie już tylko rok. My z kolei już nie możemy się doczekać, żeby powiedzieć wam, co szykujemy…